środa, 22 marca 2017

Rozdział 3

Obudziły mnie krople deszczu obijające się o szybę. Przetarłam oczy, nie zobaczyłam już pięknie ozdobionych ścian, Jeni leżącego obok, za to uslyszłam stukot butelek. Z niechęcią wstałam z łóżka i udałam się do kuchni.
-Cześć tato-powiedziałam
-Nie było cię jakiś tydzień, nie miał kto w domu posprzątać, masz ty chociaż jakieś pieniądze?-zapytał ojciec
-...Też się cieszę, że cię widzę-odrzekłam
-Dobra, dobra weź się za jakąś robotę
-Nie martw się ojcze, jakoś sobie poradze-otworzyłam lodówkę, w której oczywiście nic nie było. Całe szczęście miałam trochę zaoszczędzonych pieniędzy, więc ubrałam się i wyszłam do supermarketu.
-Tina, zaczekaj-uslyszałam głos Jeni
-Czy teraz codziennie będziesz siedział pod moją klatką?-zapytałam
-Przeczytałaś mojego SMS-a?
-Tak
-I co?
-Nic Jenia, ja nie potrafiłabym być z takim chłopakiem jak ty, zresztą ja chyba nie potrafię teraz być z nikim. Przepraszam cię, ale się śpiesze-wyminęłam go i poszłam do sklepu.

*Kilka godzin później*
Wyczerpana po posprzataniu całego mieszkania marzyłam tylko o tym żeby odpocząć, jednak uniemożliwił mi to telefon od Rossarda, który nalegał , abym przyjechała do niego, bo robi imprezę. Tak ładnie prosił, że w końcu uległam. Zajżałam do szafy szukając czegoś do ubrania. Oczywiście nic nie znalazłam. Tak jak już wcześniej wspominałam nie lubiłam chodzić w sukienkach. Ale może czas to zmienić?. Miałam jeszcze 3 godziny do wyjścia, więc postanowiłam pojechać do galerii.
Boże kcohany, czy ja wogóle kiedy kolwiek byłam w galerii? Pieniądze chyba naprawdę zmieniają ludzi.
Chodziłam po tych wszystkich sklepach, tyle rzeczy mi się podobało, że najchętniej kupiłabym wszystkie. Powoli zaczynałam rozumieć te wszystkie 'galerianki'. Po kilku ładnych godzinach w końcu zdecydowałam się na 'tą jedyną'.

Minęła godzina 18:00, zajechałam pod mieszkanie Tibo. Strasznie dziwnie się czułam, jak nie ja, dziewczyna 'z ulicy' wiecznie chodząca w dresach, teraz odpicowana jak lalka Barbie.
-Cześć-uśmiechnęłam się do Rossarda, który otworzył drzwi -Nic nie powiesz? Będziemy tak tutaj stać?-siaktrz najwyraźniej zaniemówił
-Yyyy, wejdź, pięknie wyglądasz-odrzekł przyjmujący
-No widzisz jak kasa zmienia człowieka
-Zapomniałem dodać, że pięknie jak zawsze
-Dobra,dobra

*Perspektywa Jeni*

Z niechęchecią poszedłem na imprezę do Rossarda, właściwie to gdyby nie fakt że będzie tam Tina, to wogóle bym tutaj nie  przyszedł.

-Co to się stało, że Jenia przyszedł sam na imprezę?-zaśmiał się Le Roux
-Weź się odczep-rzuciłem w jego stronę i poszedłem do kuchni, gdzie była Tina. Wyglądała ślicznie, inaczej niż zwykle. Odwróciła się w moją stronę, spojrzała chłodnym wzrokiem i zajęła miejsce obok Rossarda. Widać było że mają ze sobą dobry kontakt. Zazdrościłem mu tego, cholernie zazdrościłem.
Nie mogłem dalej tak siedzieć i bezczynnie na nią patrzeć.
-Tina, możemy porozmawiać?-podeszłem do niej
-A jak powiem "nie", to dasz mi spokój?-zapytała
-Nie
-No to siadaj-odrzekła
-Chciałem ci to wszysko wytłumaczyć-zacząłem
-Jenia daj spokój ja wszysko wiem, ty wcale nie chciałeś mnie przelecieć, nie dodałeś mi tabletek do drinka, i wogóle nic nie chciałeś-wzruszyła ramionami
-Przestań, nie chce, żeby pomiędzy nami była taka atmosfera, nie możemy się chociaż przyjaźnić?
-Przyjaźnić? Chyba żartujesz-wymownie się zaśmiała
-No dobra to kolegować
-Nie wiem zastanowie się-odrzekła, po czym wyszła na taras.
Nie wiem co się ze mną wtedy działo, ale jedyne o czym marzyłem, to o tym, żeby ją przytulić.
Kątem oka zauważyłem jak Tibo obejmuję Tine, spojrzał na mnie wymownie mówiąc coś pod nosem. Wróciłem do stołu, wziąłem kieliszek i nalałem bezbarwnego płynu. Jedyne na co miałem ochotę to zachlać się na śmierć. Jeden kieliszek, drugi, trzeci... Przy dziewiątym poczułem jak ktoś łapie mnie za ramię.
-Stary co ty wyprawiasz?-zapytał Rossard -Myślisz, że jak się upijesz, to ona ci wybaczy?-dodał
-Nie wiem, ona nie chce mnie znać, jestem idiotą, skończonym idiotą-odrzekłem biorąc do ust kolejny kieliszek
-Daj jej trochę czasu i zostaw to już. Chodź odwioze cię do domu, żebyś nie miał problemów-...wstałem... Ledwo trzymałem się na nogach, ale dałem radę dojść do drzwi. Z pomocą przyjmującego znalazłem się w jego aucie.

*Perspektywa Rossarda*

Przyznam, że widziałem już wiele dziewczyn Jeni, ale żeby przez którąś się upił?.
-Stary, możesz mi mi coś obiecać?-wyjąkał libero
-Co?-zapytałem
-Obie...obiecaj mi, że nie zabierzesz mi Tiny-powiedział
-Dobrze stary, obiecuje-uśmiechnąłem się sam do siebie
-Ale ty sie się nie śmiej, bo ja mówię poważnie-pogroził mi palcem. Chyba nie muszę mówić, że wyglądał komicznie.
Odprowadziłem go do domu i wróciłem do siebie, gdzie impreza trwała w najlepsze chyba nikt nie zauważył mojej nieobecności, no nikt oprócz Tiny.
-Gdzie byłeś? Gdzie jest Jenia?-spytała
-Jak by ci to powiedzieć... Trochę odopłynął-oznajmiłem
-Co? To pewnie przeze mnie, mogłam z nim pogadać-skrzywiła się
-No przestań, przecież to nie twoja wina
-Tibo odwieziesz mnie do domu? -zapytała
-No pewnie
Tina zabrała swoje rzeczy i razem udaliśmy się w kierunku jej mieszkania. Dziewczyna przez całą drogę nic nie mówiła, tylko bez celu patrzyła się w okno. Gebernikov nie był jej obojętny, byłem tego pewny.
-Mogę się ciebie coś zapytać?-przerwałem ciszę
-Nom, jak znam życie to pewnie o Jenie
-Ja wiem, że on jest jaki jest, możesz mi wierzyć lub nie, on naprawdę tego żałuje  i jego dzisiejsze zachowanie było tego najlepszym dowodem
-Serio? Myślałam, że nie będziesz stawał w jego obronie
-Dlaczego?-spytałem
-Domyśl się-skrzywiła się Tina, a ja uśmiechnąłem się sam do siebie
-Wiesz no, jesteś ładna, fajna i jak już sobie szczerze rozmawimy, to na początku trochę Jeni zazdrościłem, ale teraz widzę jak wy na siebie patrzycie, jak was do siebie ciągnie. Coś mu obiecałem i muszę dotrzymać słowa-odrzekłem zajeżdzając pod blok dziewczyny.

*Perspektywa Tiny*

-Coś mu obiecałem i muszę dotrzymać słowa-usłyszałam, ale nie byłam wstanie dłużej się nad tym zastawiać, bo moją uwagę przykuł widok kłócącego się mojego ojca z Philipem. No to teraz już po mnie, cała prawda wyjdzie na jaw.
-Super-szepnęłam
-Co jest? Znasz tego menela?-zapytał Tibo, a do moich oczu napłynęły łzy. Tego menela, zabolało. Nie mogłam dużej tego ukrywać.
-Tak Tibo, to jest mój ojciec-spósciłam głowę
-Co? Przecież mówiłaś, że on jest chory-na twarzy siatkarza można było dostrzec rozczarowanie
-Myślisz, że łatwo jest mówić, że ma się ojca alkoholika? Co? Miałam wejść na hale i ogłosić "Cześć jestem Tina i  mój tata jest piajakiem"?-krzyknęłam
-No nie-Rossard złapał mnie za rękę
-Chcesz jechać do mnie?-zapytał
-Jak mogę-spojrzałam na niego
-No to jedziemy-odpalił ponowie auto.
Było mi strasznie wstyd przed Rossardem, przecież to nie moja wina że mam takiego ojca.
-Kim był ten drugi chłopak?-mogłam się spodziewać tego pytania -Tylko już nie kłam-dodał. Wzięłam głęboki wdech.
-To mój były, Philip-odrzekłam
-On z wami mieszka?
-No tak wyszło, Tibo możemy o tym nie rozmawiać?
-To przez niego nie chcesz być z Jenią? Kochasz go?
-Skończ, albo się zatrzymaj-krzyknęłam. Ku mojemu zdziwieniu przyjmujący zatrzymał pojazd, on jest dziwny.
-No na co czekasz? Wysiądź i idź tam-powiedział Rossard.
Nie miałam najmniejszej ochoty tam wracać, ale jeszcze bardziej nie chciałam rozmawiać na temat Philippa, dlatego wysiadałam z auta.

Szłam w kieruku domu ciemnymi ulicami. Miałam żal do Rossarda o to, że nie uszanował mojego zdania. Poryczałam się jak małe dziecko. Czemu nic mi w życiu nie wychodzi? Inni są szczęśliwi, mają kochającą rodzinę, a ja? Niby się do tego przyzwyczaiłam, ale często zastawiam się dlaczego ja? A nie moja sąsiadka. Wiem głupie.

-I co idiotko? Myślałaś, że cię tak tutaj zostawie-usłyszałam głos przyjmującego
-Nie zdziwiłabym się, w końcu moje życie to jedna wielka porażka
-Co ty pieprzysz?-siaktrza zamknął mnie w swoim uścisku
-Wracamy do mnie?-zapytał
-Ja nie chce rozmawiać o Philipie, ten okres, kiedy z nim chodziłam to jeden z najgorszych w moim życiu, to przez niego mam taki wstręt do facetów-lekko się uśmiechnęłam
-Dobrze obiecuje, że więcej o to nie zapytam-wytarł łzy z mojego policzka
-No i nie mów nic Jeni-dodałam
-Pfff okej, a powiesz mu kiedyś o ojcu?
-Kiedyś na pewno-odrzekłam
-Czyli mu wybaczysz?-spytał Tibo
-Wszysko zależy od niego-zakończyłam temat i razem z Francuzem wróciłam do jego mieszkania, gdzie po imperezie nie było śladu.
-Jak ty to zrobiłeś?-zapytałam
-Mam swoje sposoby-odrzekł -Chcesz coś do jedzenia?
-Nie dzięki, a gdzie jest łazienka? Chciałam się ogarnąć
-Tam-wskazał ręką na białe drzwi
-Masz jakąś bluzę, albo coś? Bo nie mam piżamy-uśmiechnęłam się
-Poczekaj-Rassard po kilku minutach wrócił ze swoją meczową koszulką
-Masz-rzucił mi ją na twarz.

Po 20 minutach wróciłam do kuchni.
-Dlaczego się tak patrzysz?-zpaytałam Rossarda, który stał z otwartą buzią, trzymając w dłoni kanapkę.
-Aaaa okej, pierwszy raz widzisz mnie nomakeup-zaśmiałam się
-Fajnie wyglądasz, Jenia może mi zazdrość-odparł Thibault
-Wiesz nie chce cię martwić, ale Gebernikov mnie już widział w takim stanie-zaśmiałam się
-No tak-walnął się w czoło
-Może obejrzymy jakiś film?-zapytałam
-Pewnie-usiedliśmy na kanapie szukając czegoś sensownego w telewizji. Bezsensownie "skakaliśmy po kanałach".
Przytuliłam się do ramienia siatkrza, nie wiem co się stało, ale naszło mnie na zwierzenia. Chyba poczułam, że mogę mu zaufać, że jest inny, szczery.
-Z Philipem poznał mnie mój tata, tylko, że wtedy jeszcze nie pił-zaczęłam 
-Dlaczego twój tata zaczął pić?-zapytał
-Zawsze zadajesz tyle pytań? Powinieneś zostać dziennikarzem-wyrwałam z kontekstu
-Dobra już się nie odzywam, kontynuuj-uśmiechnęłam się
-Wszystko zaczęło się od śmieci mamy, był, cała nasza rodzina była od niej zależna, to ona utrzymywała nasz dom, kiedy umarła ojciec się załamał, sięgnął po butelkę i potem jakoś poszło, a Philip mu toważyszył, traktował go jak syna. Potem już nie było ratunku, każde pieniędze wydawał na alkohol. Do tego wszystkiego doszedł jeszcze mój brat, który wpadł w złe towarzystwo, narkotyki i te sprawy, zosatałam skazana tylko na siebie, dlatego czasami już nie daje rady, chciałabym, aby tata jeszcze kiedyś mnie przytulił i powiedział, że wszysko będzie dobrze-ścisnęło mi gardło -Z Philipem byłam 3 lata, pierwszy rok był cudowny, ale z każdym kolejnym, było coraz gorzej
-Bił cię?-zapytał chłopak
-Nie raz, potem przepraszał, a dzień później znowu to samo, pewnego razu przesadził, posunął się o krok za daleko-rozpłakałam się
-Nie kończ-Tibo mocno mnie przytulił gładząc po własach
-Zaufałam ci i mam nadzieje, że to co teraz ci mówię, zostanie między nami-spojrzałam na niego, w jego spojrzeniu, można było dostrzec skruchę.
-Oczywiście-powiedział, a ja zaraz potem usnęłam.

*Następny dzień*

Była godzina 09:00 kiedy otworzyłam oczy. Na początku nie poznawałam miejsca w którym się znajduje, dopiero po chwili przyponiałam sobie, że jestem w mieszkaniu Rossarda. Strasznie bolały mnie plecy i głowa, a przede mną zapowiadał się ciężki dzień w pracy.
-O wstałaś-przywitał mnie Tibo
-Nom, słuchaj muszę jechać do domu, bo nie mam w co się ubrać, zawieziesz mnie?-spytałam
-No pewnie mogę nawet z tobą wejść jak chcesz-zaproponował
-Nie dzięki, porazde sobie, już nie raz sobie radziłam-póściłam mu oczo, na co zaśmiał się.
Ubrałam wczorajszą sukienkę i po 20 minutach znajdowałam się w samochodzie przyjmującego
-Mam pytanie, dlaczego nie wyprowadzisz się od ojca?-zapytał sikatrz
-Nie mam kasy-odrzekłam
-Zawsze możesz wprowadzić się do mnie
-Zwariowałeś? Po drugie to jest jedank mój ojciec, jak bym go zostawiła to stoczyłby się jeszcze niżej
-To da się niżej?-nic nie odpowiedziałam, odwróciłam głowę w stronę szyby i całą drogę przejechaliśmy w ciszy.

-Pa-rzuciłam trzaskając drzwiami
-Tina, przepraszam nie chciałem cię urazić-krzyknął, w odpowiedzi pomachałam mu ręką. Lubiłam go nawet bardzo, ale czasami za bardzo wracał się w moje sprawy i chyba nie rozmumiał, że nie każdy ma poukładane życie.

Wyszłam do domu, śmierdziało w nim jak nie wiem. Po drodze minęłam górę butelek i dotarałam do chyba najbardziej schludengo miejsca w tym domu.
Zaczęłam się przebierać kiedy poczułam czyjeś dłonie na swoich biodrach.
-Nic się nie zmieniłaś-usłyszałam głos Philipa, chciałam zacząć krzyczeć, gdy zaczął obmacywać moje ciało
-Przestań!
-Ciiiiii-rzucił mnie na łożko zakrywając usta.
-Bądź grzeczna, przecież nie zrobię ci krzywdy, nie pamiętasz jak było nam razem dobrze?-mówiąc to ściągał ze mnie ostanie ubrania.
Nie miałam siły się bronić, wiedziałam, że może to tylko pogorszyć sytuacje. Nie chciałam tego, bardzo tego nie chciałam. Marzyłam o tym, aby ktoś wszedł do pokoju, zabrał mnie stąd, ale niestety tak się nie stało.

*Kilka godzin później*

Obidziłam się ze łzami w oczach. Musiałam szybko się ogarnąć i pójść do pracy, chociaż po ostatnim zdarzeniu nie miałam na to żadnej ochoty. Wiedziałam, że Rossard wyczuje, że coś jest nie tak, a do tego wszystkiego spotkam jeszcze Jenie.

O godzinie 17:00 byłam pod halą.
-Buuu-zaskoczył mnie Le Roux
-Hejka-odrzekłam udając uśmiechniętą
-Wszystko okej, wyglądasz jakbyś...-przerwałam mu
-Tak wiem jakbym płakała, nie obraź się, ale nie wtrącaj nosa w nie swoje sprawy, każdy ma swoje problemy-wyminęłam środkowego i szybkim krokiem poszłam na stanowisko swojego pracy.
Nic ciekawego się nie działo, ciągle wklepywanie danych w komputer, nie należy do interesujących zajęć.
Po skończonym treningu wszyscy poszli na odprawę, zajęłam miejce obok Jeni, którego wzrok cały czas czułam na sobie.
-Tibo, tutaj jest wolne-zawołałam i poklepałam siedzenie obok mnie, które po chwili zajął Rossard.
-Długo to będzie trwało?-zapytałam
-Dwie, trzy godziny-odprał chłopak
-Co? Przecież ja tutaj usne-oparłam się o ramie przyjmującego. Widziałam jak Gebernikov przewrócił oczami po czym przesiadł w inne miejce.
-Porozawiaj z nim, widziałaś jaki był przybity na treningu, myślisz, że zachowywał by się tak gdybyś była mu obojętna?.
-Nie wiem, ale boje się, że znowu będzie tak samo
-Nie będzie, jak nie chcesz tego zrobić dla siebie to zrób to dla mnie, bo on naprawę jest nie do zniesinia-żalił się siaktrz
-Okej porozmawiam z nim-głęboko westchęłam. Po chwili zaczął się dwu godzinny wykład. Nie mogłam się na nim skupić, ponieważ cały czas ukaładałam w głowie regułkę jaką powiem Jeni.

-Dziękuję, do zobaczenia za tydzień-usłyszałam. Z trudem wstałam z krzesła. Wzrokiem zaczęłam szukać libero, kiedy w końcu go ujażałam podeszłam do niego.
-Cześć, pogadamy?-zapytałam
-Pewnie, poczekaj na mnie ja będę za 5 minut-chłopak szybko gdzieś pobiegł, a ja usiadłam na ławce. Gebernikov wrócił po 10 minutach.
-Już jestem, musiałem coś załatwić, to co idziemy na kawę?
-A nie możemy na spacer?
-Możemy to chodź.
Początek rozmowy wogóle się nie kleił, gadaliśmy o ogólnych sprawach związanych z reprezentacją. Żadne z nas nie chciało poruszać tematu ostatnich wydarzeń. I kiedy wreszcie chciałam się przełamać, podbiegły do nas 3 dziewczyny.
-Jenia? Nie no nic się nie zmieniłeś-zaczęły się śmiać
-Jennifer, Paula, Karola, ile my się czasu nie widzieliśmy-siatkarz przywitał się ze wszystkimi
-Boże kochany, pamiętam jak w czasie studiów byliśmy nie rozłączni-rozmarzyła się najwyższa z obecnych dziewczyn. Nieswojo się uczułam. One tak ładnie wyglądały, wszysko markowe, włosy jakby przed chwilą wyszły od fryzjera, uśmiechnięte od ucha do ucha. A ja co? Szara myszka. Musiałam jak najszybciej się stamtąd zmyć.
-Jenia, ja idę, pogadamy kiedy indziej-powiedziałam po cichu
-Nie Tina!, porozmawiamy teraz-złapał mnie za rękę, dojść mocno ściskając
-Przepszaszam was dziewczyny, ale mamy kilka ważnych spraw do omówienia, także...-odrzekł w stronę trzech dziewczyn
- Jasne, w takim razie do zobacznia-pożegnały się i wreszcie zostałam z Jenią sam na sam.
-Chciałam z tobą porozmawiać, bo...-i nagle siatkarz przerwał mi pocałunkiem
-Najpierw ja-oznajmił patrząc mi w oczy -Bardzo mi na tobie zależy, jesteś inna niż te wszystkie dziewczyny, które spotykam, może zabrzmi to dojść szczeniacko, ale trudno, ja po prostu szaleje na twoim punkcie, nie mogę przestać o tobie myśleć, niby się wogóle nie znamy, a ja mam wrażenie, że wiemy o sobie wszystko, chociaż doskonale wiem, że masz przede mną jakąś tajemnicę-oparł się o moje czoło, czułam jego oddech. Zamknęłam oczy, zbierając swoje myśli.
-Bardzo bym chciała spróbować, ale po prostu się boję-odrzekłam
-Czego?
-Że się zawiode, że znowu nic z tego wyjdzie, a po co pakować się w coś co nie ma sensu?
-Dlaczego od razu stawiasz, że nie ma to sensu? Może właśnie ma
-Proszę cię, każdy wie jaki jesteś, teraz może jesteś zakochany, ale po kilku tygodniach ci się znudzi i co wtedy?
-Serio? Uważasz mnie za takiego dupka?
-Ja po prostu widzę jak się zachowujesz-odparłam
-Mogę się zmienić, specjalnie dla ciebie, naprawdę, tylko mi zaufaj-zbliżył się do mnie
-Obiecujesz?-spytałam
-Obiecuje-chłopak przejechał ręką po moim policzku. Uśmiechnęłam się do siebie.
-Jedziemy do mnie?-zapytał
-Możemy jechać-odparłam
Po kilku minutach znajdowaliśmy się w mieszkaniu Jeni, zaraz po przekroczeniu progu przywitał nas mały kundelek. Nigdy nie przepadałam za psami, ale ten był wyjątkowo uroczy.
-Jak ma na imię?-zapytałam
-Stefan-oznajmił
-Stefan?-zdziwiłam się. Pierwszy raz słyszałam takie imię.
-W Polsce poznałem takiego chłopca, który miał na imię Stefan, był chory i niestety umrał-siatkarz wyraźnie posmutniał -Napijesz się czegoś?-zapytał, jednak po chwili zadzwonił jego telefon. Rozmawiał jakieś 15 minut
-Dobra zaraz będę-zakończył -Tina, muszę coś załatwić, ale powinnien wrócić za około 30 minut, więc rozgość się -Gebernikov pożegnał się ze mną, a ja zaczęłam rozglądać się po jego mieszkaniu. Znalazłam jego meczową koszulkę, w którą się przebrałam i wzięłam się za przygotowywanie kolacji. Jak to bywa w lodówce siaktrzy, prawie nic w niej nie ma. Całe szczęście w szafce znalazłam makaron, może to i lepiej przynajmniej umiałam go zrobić. Nie ma co ukrywać, że w gotowaniu byłam lewa. Kiedy minęło pół godziny kolacja była juz gotowa, tylko Jeni nie było. Polożyłam się na kanapie czekając na siaktrza, w moje ślady poszedł również Stefan.
-I co gdzie jest ten twój pan?-powiedziałam głaskając go

*Perspektywa Jeni*

Pojechałem do Le Goffa, który poprosił mnie o spotknie. Tak się rozgadaliśmy, że kompletnie straciłem poczucie czasu.
-Cholera, zapomniłem, że obiecałem Tinie, że zaraz wrócę-powiedziałem do siebie
-Tinie? Tej nowej? Wy coś ten tego?-dopytywał środkowy
-Narazie to nic pewnego-odrzekłem
-Nic pewnego? Jak nie ty-zaśmiał się
-Może najwyższa pora się zmienić
-Nie wieżę... Zakochałeś się,... Jenia będzie mi ciebie brakowało-poklepał mnie po ramieniu
-Dobra spadaj, lece pa-wsiadłem do samochodu i wróciłem do domu.
-Tina, przepraszam że tak późno ale zagadałem się-krzykął po wejściu do domu, jednak nie usłyszałem odpowiedzi. Kiedy udałem się do salonu ujrzałem ją śpiącą razem ze Stefanem. Wyglądali uroczo, nie mogłem powstrzymać się od zrobienia zdjęcia.
-Zdaje się, że zająłeś moje miejce-powiedziłem w stronę swojego psa. Postanowiłem nie budzić Tiny, przykryłem ją kocem i udałem się do sypialni. Nie mogłem przestać myśleć o dziewczynie i o tym co takiego przede mną ukrywa.

*Następny dzień*
Obudziełem się o 09;30 jak to codzinnie bywa pierwsze kroki skierwałem do kuchni, gdzie była już Tina, podeszłem do niej obejmując ją w tali, na mój dotyk dziewczyna podskoczyła, tak jakby się czegoś wystraszyła.

*Perspektywa Tiny*

Przygotowywałam śniadanie, kiedy poczułam czyjeś ręce na swoich biodrach, przestraszyłam się, bo przypomniała mi się scena z Philipem.
-Jak ci się spało?-zapytał Jenia
-Niewygadną masz tą kanapę-odrzekłam
-Mogłaś nie usypiać i poczekać na mnie
-Mogłeś wróci wcześniej-uśmiechnęłam się
-Przepraszam cię, ale się zagadałem-tłumaczył
-Szkoda, bo nawet kolekcję przygotowałam
-Jeszcze nie jedną kolację mi przygotujesz-zaśmiał się libero
-Zawieziesz mnie do domu? Muszę się przyszykować do pracy
-Okej, przebiore się i jedziemy
Siatkarz wrócił do po 20 minutach.
-Gorzej niż baba-skomentowałam
-Nie marudź, chodź-pociągną mnie za rękę i po chwili znajdowaliśmy się w jego samochodzie.
-Przyjdziesz do mnie po treningu?-zapytał
-Już wczoraj przyszłam-odrzekłam
-Oj no, nigdy mi tego nie zapomnijsz, ale obiecuje, że dzisiaj nikt nam nie przeszkodzi-rzekł Gebernikov
-Skoro tak, to okej-uśmiechnęłam się
-I może weź sobie coś na przebranie, bo nie będzie mi się chciało cię odwozić
-Ha.ha.ha.ha-wymownie się zaśmiałam
W miłej atmosferze dotarliśmy pod mój blok.
-No to co? Do zobacznia-pocałowałam siaktrza w policzek. Chciałam wyjść, jednak siaktarz zablokwał drzwi.
-Wypuścisz mnie?-zapytałam, a Jenia zbliżył się do mnie.
-Zaraz-szepnął, po czym złożył na moich ustach namiętny pocałunek -Teraz możesz iść.
Z umiechem na twarzy opuściłam samochód siatkarza. Czułam się dziwnie, tak inaczej, aż chciało mi się żyć Chyba się zakochałam, wróć, na pewno się zakochałam.
Wróciłam do domu gdzie czekał na mnie ojciec.
-Gdzie byłaś?-zapytał
-Nieważne-rzuciałam w niego kierunku
-Znalazłaś sobie chłopaka? Zaproś go, chętnie się z nim napije-zaśmiał się
-Niedoczekanie twoje-zdenerwowana poszłam do swojego pokoju. Jak długo będę ukrywała przed Jenią to, że mój ojeciec jest alkoholikiem? Może lepiej powiedzieć prawdę, on napewno to zromunie i mnie nie odrzuci.
Z rozmyśleń wyrwał mnie dzwonek do drzwi.

----------
4 rozdział w środę